Już późnej jesieni 1939 roku władze sowieckie przystąpiły do aresztowań. Zaczęło się od aresztowań oficerów WP, potem policjantów.

       Stanisław Marciniak był nauczycielem w szkole podstawowej w Brzozdowcach. Podobnie jak jego żona. Mieli małego synka. Marciniak jako podporucznik rezerwy został zmobilizowany w roku 1939 i brał udział w obronie Lwowa. Po zajęciu Lwowa przez Armię Czerwoną powrócił w mundurze do Brzozdowiec. Został aresztowany przez NKWD. Ślad po nim zaginął. Odnaleziony został dopiero na liście ofiar Katynia. Jego żona Stefania wraz z synkiem została na wiosnę 1940 roku wywieziona do Kazachstanu. Powróciła do Polski w roku 1946.

       Starszy przodownik Policji Państwowej, komendant posterunku PP w Brzozdowcach Edward Żugaj ukrywał się przed aresztowaniem w różnych miejscowościach. Po zakończeniu wojny wyjechał na Ziemie Odzyskane.

        Starszy przodownik, zastępca komendanta posterunku PP w Brzozdowcach Bronisław Lis wyjechał z Brzozdowiec do Lwowa. Tam został aresztowany przez NKWD i przepadł bez wieści. Jego żona deportowana do Kazachstanu, po wojnie powróciła do Polski.

        Posterunkowy Bohdan Sienkiewicz aresztowany przez NKWD przepadł bez wieści. Był wdowcem, bez dzieci.

         Posterunkowy Jan Kubacki aresztowany przez NKWD w jesieni 1939 roku przepadł bez wieści. Jego żona Maria z domu Rauth wraz z czworgiem dzieci wywieziona została do Kazachstanu. Po wojnie z dwojgiem dzieci powróciła do Polski. Najstarsza córka zaciągnęła się do Armii Gen. Andersa, po wojnie osiadła w Anglii. Jedno z dzieci na wygnaniu utopiło się.

         Posterunkowy Jan Kasperow został aresztowany przez NKWD i osadzony w więzieniu we Lwowie przy ul. Kazimierzowskiej. Jak sam opowiadał, po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej wraz z dużą grupą więźniów został zamurowany w jednej z cel. Po wycofaniu się straży i NKWD więźniowie z piecyka żelaznego i koca sporządzili taran, którym rozbili mur, co pozwoliło im wydostać się na zewnątrz. Na podwórzu więziennym widzieli wiele trupów zamordowanych współwięźniów. Jednak na tym nie zakończyły się  udręki Kasperowa. Żony z dziećmi nie zastał w domu. Została wywieziona z dwojgiem dzieci do Kazachstanu. Ocalały z rąk NKWD więzień Kasperow został aresztowany przez milicję ukraińską. Groziła mu śmierć. Na szczęście  w Brzozdowcach w tym czasie kwaterowały wojska słowackie. Za wstawiennictwem grupy Polaków z ks. Stanisławem Kozłowskim, Kasperow został przejęty na polecenie wojsk słowackich. Żołnierze słowaccy zaopiekowali się nim i zabrali ze sobą do Lwowa. Przeżył wojnę, lecz jego dalsze losy nie są mi znane.

        I jeszcze jeden z posterunkowych w Brzozdowcach, Józef Dziubek. Ten szczęśliwie przeżył wojnę. Nie został aresztowany i nie wywieziony.

        Posterunkowi Kubacki i Sienkiewicz mieli proces w Chodorowie. Świadczyli przeciwko nim brzozdowieccy Żydzi i Rusin.

         W sąsiednich Hrankach mieszkał jeszcze policjant, mąż Stanisławy Ludwińskiej. Nazwiska jego nie pamiętam. Był tropiony przez NKDW, ukrywał się jednak skutecznie. Żona z dziećmi została wywieziona do Chodorowa i tam załadowana do pociągu. Mąż zgłosił się w Chodorowie sam dobrowolnie i został dołączony do rodziny.

   Ciężką podróż do Kazachstanu odbyli razem. Po wojnie podobno osiedlili się w Anglii.

          Uchodząc przed wojskami niemieckimi osiadł w Brzozdowcach lekarz Żyd, którego nazwiska nie pamiętam, mimo iż mieszkał w naszym domu. Został zatrudniony w ośrodku zdrowia. Jak mówił bardzo tęsknił za Krakowem i gdy tylko władze sowieckie ogłosiły że kto chce wracać do miejsca swego zamieszkania po stronie niemieckiej niech się zapisze na wyjazd. Zapisał się więc  ten lekarz. W maju jednak 1940 roku cały ten transport władze sowieckie skierowały zamiast na zachód- na wschód, podobno na Syberię. Pojechał też i ów Żyd z żoną, która była Polką. Chyba lepiej się stało, jak się stało.

       W roku 1941, po zajęciu tych terenów przez wojska niemieckie, milicja ukraińska wyjawiła, że z wykazów znalezionych w NKWD w Chodorowie wynikało iż do najbliższej wywózki w głąb ZSRR przeznaczonych było jeszcze 57 rodzin z Brzozdowiec i Hranek.

                      Z oryginalnego pierwopisu maszynowego spisał Stanisław Burlikowski, w styczniu 2013 roku

W Wielką Sobotę nabożeństwo rozpoczynało się już o godz. 6-tej. Oprócz wody chrzcielnej poświęcano też zwykłą wodę, którą wierni przynosili ze sobą a następnie zabierali do domów. Święcenie pokarmów odbywało się bezpośrednio po Mszy św. w sposób bardzo uroczysty. Wierni ustawiali się w dwuszeregu na cmentarzu kościelnym z wielkimi koszami, w których znajdowały się szynki, kiełbasy, baranki, babki, jajka, chrzan, sól, masło. Z kościoła wychodziła procesja z chorągwiami, ksiądz proboszcz przechodził środkiem i poświęcał a następnie w krótkim przemówieniu życzył wszystkim wesołych świąt.

W innych miejscowościach należących do parafii święcenia odbywały się w szkołach i kaplicach.

W Wielką Sobotę obowiązywał post wg przepisów kościelnych do godz. 12. W praktyce zachowywano post przez całą sobotę.

W czasie Mszy św. Wielkosobotniej na „Gloria” uderzały wszystkie dzwony w kościele i na zewnątrz a śpiewane przez celebransa trzykrotne „Alleluja” wprowadzały podniosły, radosny nastrój.

Podniosły obrzęd „Rezurekcji” odbywał się o godzinie 18.30. Celebrans wraz z asystą kawalerów ubranych w komże i ze świecami oraz innymi kawalerami niosącymi krzyż przepasany czerwoną stułą, figurę Pana Jezusa Zmartwychwstałego i paschał, oraz ministrantami w milczeniu udawał się do Bożego Grobu. Po krótkiej, cichej modlitwie chór rozpoczynał pieśń „Gloria Tibi Trinitas”. Potem następowały psalmy przepisane liturgią, po łacinie. Następowała modlitwa „Ojcze nasz” i jeszcze okolicznościowa modlitwa po łacinie. Celebrans podnosił monstrancję z Najświętszym Sakramentem i intonował „Wesoły nam dziś dzień nastał”. W tym momencie uderzały wszystkie dzwony. Rozlegały się salwy moździerzowe. Procesja ruszała aby trzykrotnie okrążyć kościół.

Strzelanie z moździerzy w poranek wielkanocny 1934.  Po procesji celebrans ujmował krzyż przepasany czerwoną stułą i trzykrotnie, coraz to wyżej, śpiewał po łacinie „ Zmartwychwstał Pan z Grobu”. Odpowiadano po łacinie: „który za nas zawisnął na Krzyżu. Alleluja”. Trzykrotna salwa moździerzowa wstrząsała kościołem. Następowała jutrznia wielkanocna, śpiewana po łacinie. Na zakończenie tej wspaniałej uroczystości śpiewano „Te Deum Laudamus” i Regina celi, po łacinie.

W Rezurekcji uczestniczyły tłumy wiernych, których kościół nie mógł pomieścić. Straż przy Bożym Grobie pełnili członkowie miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej.

W Niedzielę Wielkanocną o świcie, gdy rozlegał się dzwon na Anioł Pański wstrząsały miasteczkiem wystrzały moździerzowe a z kopuły kościelnej rozlegały się pieśni wielkanocne grane przez orkiestrę Karola Łabuza.

Po porannej Mszy św. we wszystkich rodzinach odbywało się uroczyste śniadanie. Na początek dzielono się święconym jajkiem składając sobie najlepsze życzenia. W ten dzień nie gotowano obiadu. Zajadano potrawy sporządzone w dniu poprzednim. Skorupki ze święconych jaj nie wolno było wyrzucać do śmieci lecz wysypywano je do ogródka lub na grządki aby kwiaty i jarzyny dobrze rozwijały się.

Oblewanie się wodą znane było pod nazwą „śmigus”. Odbywało się jednak nie w drugi dzień świąt, lecz we wtorek. Śmigus został przeniesiony na dzień powszedni ze względów praktycznych. Chodziło o to, że w święta ludzie chodzili w świątecznych strojach, które łatwo było zniszczyć. Na apel jednego z proboszczów zwyczaj oblewania przeniesiono zatem na dzień powszedni.

Trzeba jeszcze zaznaczyć, że w Brzozdowcach,  jak zresztą na całym terenie wschodniej Polski, istniał zwyczaj pozdrawiania się w okresie Świąt Wielkanocnych, począwszy od rezurekcji, słowami „Chrystus zmartwychwstał”, pozdrowiony odpowiadał „prawdziwie że powstał’. To pozdrowienie przyjęte zostało od Kościołów wschodnich.

Z oryginalnego pierwopisu maszynowego spisał wiernie Stanisław Burlikowski,  w marcu 2013 roku